piątek, 27 grudnia 2013

chapter 6

Przez chwilę zastanawiając się czy zadzwonić do mojej przyjaciółki stwierdziłam, że pasowałoby się z nią jakoś pożegnać. Podniosłam z łóżka swój telefon i wybrałam numer dziewczyny.
-H-halo? Cześć Mia to ja.
-Cześć-odparła moja przyjaciółka ze znudzeniem wyczuwalnym nawet przez telefon -po co dzwonisz?
-Chciałam się pożegnać, pewnie słyszałaś co się stało- powiedziałam i kilka łez spłynęło po moim policzku
-A tak słyszałam
-Może spotkamy się dzisiaj, chciałam się pożegnać bo jadę do do-domu dzie-dziecka- za jąkałam się
-Dzisiaj nie mam czasu, jest impreza u Thomasa, a ty nie jesteś na nią zaproszona no bo kto by chciał zapraszać na imprezy biedne sieroty? haha- zaśmiała się Mia i po krótkiej chwili usłyszałam charakterystyczne *pip* *pip* *pip*oznaczające zakończenie rozmowy telefonicznej.

Wybuchnęłam płaczem i rzuciłam się na łóżko, jaka z niej przyjaciółka. Czyto znaczy że byłam dla niej ważna tylko dlatego, że miałam zamożnych rodziców, co z nią nie tak?! Przyjaźniłyśmy się od tak dawna, zawsze myślałam że będziemy przyjaciółkami na całe życie ale myliłam się. Mia już dla mnie nie istniała, w jednej chwili znienawidziłam ją. Powierzałam jej wszystkie sekrety, chodziłam z nią na imprezy, dzięki mnie i temu że byłam bogatsza od rówieśników stała się bardziej popularna. Była zwykłą oszustką, dzięki niej zrozumiałam, że ta nasza kilkuletnia przyjaźń dla niej nie istniała


Cicho szlochając położyłam się na łóżku i przykryłam się ciepłym kocem. Chciałam zasnąć i już nigdy się nie obudzić, chciałam dołączyć do moich rodziców i mieć spokój.
*
Layla skończyłaś już rozmawiać-weszła do mojego pokoju uprzednio pukając pani Olivia
-T-tak skończyłam- cicho mruknęłam
-Coś się stało?- spytała zmieszana
-N-nic takiego
-Mnie możesz powiedzieć, jestem psychologiem, pozwól sobie pomóc
-Moja przyjaciółka ma mnie w dupie dlatego że straciłam rodziców i mało tego, była moją przy-przyjaciółką tylko dla pieniędzy- wykrzyknęłam i ponownie zaczęłam płakać. Mój świat się zawalił, a moje życie to ruina.
-W tym świecie już nie mam dla kogo żyć, nie mam dla kogo oddychać, nikt mnie już nie potrzebuje-dodałam i rozpłakałam się jeszcze bardziej
-Kochanie nie mów tak, zobaczysz wszystko się ułoży po jakimś czasie zdasz sobie sprawę, że warto było przetrwać te trudne chwile. Poznasz jakiegoś mężczyznę i założysz rodzinę, będziecie mieć dzieci. I wtedy docenisz to że się nie poddałaś.
-M-myślę że ma pani r-racje powiedziałam ocierając łzy z policzków

Wstałam z łóżka i podchodząc do biurka, wyciągnęłam chusteczkę z pudełka i
wysiąkałam nos.

-Zejdziesz teraz ze mną na dół czy chcesz tu jeszcze chwilkę posiedzieć?
-Myślę że jeszcze chwilkę zostanę-cicho odparłam
-W takim razie ja wychodzę- pani Olivia uśmiechnęła się uprzejmie i wyszła


Stojąc tak na środku pokoju nie mogłam uwierzyć, że tego samego dnia będę spała w jakimś innym zimnym łóżku zdała od domu, mojego domu. Poprawiając pościel na łóżku przeszłam na drugą stronę pokoju do półki z pamiątkami i zdjęciami. Ciężko westchnęłam na widok zdjęcia na którym rodzice przytulają się, a ja stoję obok trzymając w rękach telefon i patrząc na mojego braciszka siedzącego na ławce. W moich oczach zaczęły wzbierać się łzy na widok reszty zdjęć w ramkach;
Wakacje 2011, ferie zimowe 2012 roku,- cicho mówiłam do siebie

Otarłam łzy z mojej twarzy i powoli wyszłam z pokoju. Schodząc po schodach usłyszałam głosy z salonu więc tam poszłam. Na kanapie zauważyłam znajomych moich rodziców do których jechali. Gdy koleżanka mojej mamy Vanessa zauważyła mnie od razu rzuciła się w moją stronę i mocno mnie przytuliła, zaczęła płakać a ja razem z nią.

-Tak strasznie mi przykro- wyszeptała prosto do mojego ucha i jeszcze mocniej mnie ścisnęła              
W jej ramionach czułam się tak dobrze, jakby to moja mama mnie przytulała. Na samą myśl o mamie zaczęłam jeszcze mocniej płakać.
-Dziękuję- powiedziałam cicho do Vanessy i sama mocniej ją ścisnęłam

 Dziękuję, że mnie pani przytuliła, tak bardzo mi tego brakowało- mruknęłam
jeszcze i odsunęłam się od niej

Teraz podszedł do mnie jej mąż Luke i również mnie uścisnął po chwili odsunął się ode mnie i klepną mnie po plecach mówiąc 'będzie dobrze'
Ocierając łzy które wciąż wypływały z moich oczu usiadłam na kanapie i wlepiłam wzrok w widok za oknem.
Pan Luke odchrząkną i pani Vanessa zaczęła mówić
-Lay wiemy że to nie jest łatwe dlatego wzięliśmy organizacje pogrzebu na siebie. Ceremonia odbędzie się jutro o 10 rano pasuje ci ten termin?
- T-tak, dobrze, może być.
- Jutro rano przyjedziemy po ciebie do domu dziecka, dobrze?
- Okej- cicho odparłam
W takim razie my będziemy się już zbierać, pani Vanessa wstała i jeszcze raz mocno mnie przytuliła. Przez moją myśl przeszło że może jednak oni chcieliby mnie zaadoptować na ten jeden rok, ale od razu sprzątnęłam te myśli na bok. Kto by mnie chciał? Byłabym tylko ciężarem. Wezmę się w garść i wytrzymam ten rok- postanowiłam sobie w myślach i odprowadziłam ich do drzwi.
-Do widzenia
-Do widzenia skarbie- powiedziała pani Vanessa i poszli w stronę samochodu

Po piętnastu minutach od wyjazdu państwa Richer do drzwi wejściowych zapukał wysoki mężczyzna oznajmiając mi że przyjechał po mnie i że za 15 minut wyjeżdżamy.
Powolnym krokiem poszłam do mojego pokoju, chciało mi się płakać ale nie miałam czym. Cały 'zapas' łez wypłakałam przez ostatnią dobę. Podniosłam z podłogi najmniejszą walizkę i poszłam z nią na dół. Poprosiłam pana Ricka aby pomógł mi z największą i najcięższą walizką, a on oczywiście służył pomocą. Gdy wszystkie walizki leżały w aucie poszłam pożegnać się z panią Mary siedzącą w salonie. Rozpłakałam się mocno ją tuląc, była dla mnie jak babcia której nigdy nie poznałam. Tuląc mnie do swej piersi mówiła że będzie się opiekować domem i że będziemy się widywać raz w tygodniu, gdy będę mogła odwiedzać swój dom.
Po pięciu minutach cichego szlochania odsunęłam się od sąsiadki i jeszcze raz przeszłam się po domu. Chciałam zapamiętać jak najwięcej szczegółów.
- Panienko musimy już wyjeżdżać
- Okej- cicho i niepewnie odpowiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi
Za mną szła psycholog i pani Mary, jeszcze raz przed domem ją uścisnęłam i wsiadłam do samochodu.

Jadąc podziwiałam widoki i zadręczałam się myślami i pytaniami. Nie wiedziałam jak to będzie, bałam się.
Po jakiejś godzinie pan Rick zaparkował pod dużym budynkiem pomalowanym żółtą farbą. Nie chciałam wychodzić z samochodu, dlatego siedziałam i wpatrywałam się w budynek w którym miałam zamieszkać. Pani Olivia otworzyła drzwi od mojej strony i poprosiła abym wyszła. Byłam tak sparaliżowana, że nie potrafiłam się ruszyć, strach przejął nade mną kontrolę i nie mogłam nic z tym zrobić. Po kilku minutach otrząsnęłam się z "transu" i zaczęłam histerycznie płakać. Sama nie wiedziałam co się ze mną dzieje, to było przerażające. Gdy się uspokoiłam powolnie wyszłam z auta i wysiąkałam nos. Pan Rick poprosił abym poszła za nim i tak zrobiłam. Obok mnie szła pani Olivia mówiąc że będzie dobrze i że na pewno się szybko za klimatyzuję.
Weszliśmy do budynku i skręciliśmy w prawo, minęliśmy dwa pomieszczenia i wpierw pukając weszliśmy do pokoju, a raczej gabinetu dyrektora tego domu dziecka.
-Dzień dobry- przywitała się z nami niewysoka kobieta o kruczoczarnych włosach, ubrana w biały żakiet i granatową spódnicę.
-Dzień dobry- odparł pan Rick i pani Olivia, a ja kiwnęłam lekko głową. Byłam przerażona
-Ty pewnie musisz być Layla Jones mam rację?
-T-tak odparłam
-A więc dobrze, jestem Melanie Rose i jestem dyrektorem tego domu dziecka, sądzę że szybko się za klimatyzujesz, jest tu kilkanaście osób w twoim wieku. Myślę że jakoś sobie poradzimy, pamiętaj że gdy będziesz miała jakieś pytania lub będziesz chciała po prostu porozmawiać jestem tu dla was wszystkich.
-D-dobrze, dz-dziękuję- mruknęłam speszona
-W takim razie zapraszam. Pokażę Ci twój pokój, a gdy będziesz gotowa oprowadzę cię po budynku i przedstawię Ci naprawdę miłe osoby-uprzejmie uśmiechnęła się dyrektor.
-Będę przyjeżdżać tutaj raz w tygodniu i będę zabierać Cię na chwilę do domu, dobrze?- Powiedziała do mnie moja pani psycholog i przytuliła mnie
-Dobrze, dziękuję

Pani Olivia była bardzo miłą kobietą, myślę że to jej najbardziej zaufałam. Naprawdę ją polubiłam i cieszyłam się, że to ona będzie jeździć ze mną do domu.

Pani Melanie zaprowadziła mnie do mojego pokoju, miałam być w nim sama choć znajdowały się tam dwa łóżka. Pokój był koloru beżowego i był nawet ładny. Po obu stronach stały łóżka, a nad nimi na ścianie wisiały półki, obok każdego łóżka stała duża szafa i mała komoda. Widać było że ten pokój jeszcze niedawno należał do kogoś. W powietrzu unosił się silny zapach męskich perfum,a na ścianach można było ujrzeć liczne zadrapania.
Westchnęłam siadając na jednym z łóżek, po chwili zauważyłam że jakiś starszy mężczyzna wniósł moje walizki do pokoju, ale zignorowałam go i nadal wpatrywałam się w widok za oknem z którego można było ujrzeć wysoki budynek i duży park. Wstałam z łóżka i podeszłam do parapetu, lekko uśmiechnęłam się na widok małych dzieci bawiących się na placu zabaw ale po chwili uśmiech zniknął, a na jego miejsce wpłynął żal i smutek. Tęskniłam za moim małym, wkurzającym ale kochanym braciszkiem.
Niedługo potem usłyszałam pukanie do drzwi, powiedziałam ciche 'proszę' i ujrzałam w drzwiach panią dyrektor
-Chcesz iść się rozejrzeć? -zapytała uprzejmie
-T-tak jasne- zająkałam się i wyszłam za nią z pokoju 

 _________________________________________________________________________________
Przepraszam że tak długo nie dodawałam rozdziały, ale te święta...same rozumiecie.
W nagrodę jest dłuższy rozdział.
Już niedługo powinien pojawić się JUSTIN! :) 
Piszcie w komentarzach co myślicie :)

niedziela, 15 grudnia 2013

chapter 5

    Następnego ranka obudziło mnie jakieś spadające na podłogę naczynie w kuchni, szybko zerwałam się z łóżka i biorąc wazon który miałam pod ręką po cichu zeszłam po schodach.
Byłam przekonana że ktoś jest w domu ponieważ słyszałam coraz głośniejsze odgłosy, przerażona schowałam się za ścianą oddzielającą salon od kuchni i gwałtownie weszłam do niej rzucając
się na osobę będącą w pomieszczeniu, piszcząc szybko wstałam z podłogi i pomogłam wstać starszej sąsiadce która często u nas przebywała i czasem gotowała dla mojej rodziny obiady kiedy mamy nie było w domu.

-Pani Mary, bardzo przepraszam, myślałam że to jakiś złodziej.
-Nic się nie stało słońce, wiem jak ci teraz trudno więc przyszłam ci trochę pomóc i zrobiłam dla ciebie śniadanie, pewnie nie jadłaś nic od wczoraj
-tak -cicho odparłam zamyślona i poczułam łzę spływającą po moim policzku
-nie płacz kochanie, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Poradzisz sobie, a ja pomogę ci na tyle na ile będę mogła-powiedziała szczerze Mary i przytuliła mnie mocno.

Mary jest starszą samotną kobietą, była przyjaciółką mojej babci która zmarła rok temu, często przychodziła do nas na herbatę i opowiadała różne plotki jakie błądziły po okolicy. Była bardzo miłą, szczerą, uczciwą i pomocną kobietą, często gdy pokłóciłam się z rodzicami chodziłam do niej i rozmawiałam z nią,a ona zawsze starała się mi pomóc, ufam jej i wiem że mogę iść do niej z każdym problemem.

-Wie Pani? Gdy schodziłam na dół przez chwilę my-myślałam, że to może rodzice przy-przyjechali i to mama smaży bekon z jajkami tak jak to robiła co we-weekend-  cicho załkałam tuląc się do ramienia pani Mary

Płacząc jeszcze przez jakąś chwilę otrząsnęłam się słysząc dzwonek do drzwi, otarłam słone łzy z policzków, wysiąkałam nos i czekałam,aż Mary otworzy drzwi.
Z korytarza słyszałam szepty, a po chwili do kuchni weszła staruszka prosząca abym poszła do salonu bo ktoś tam na mnie czeka.
Weszłam do salonu patrząc w podłogę, niepewnie unosząc wzrok zauważyłam na kanapie jednego z policjantów który był u mnie wczoraj i młodą kobietę ubraną w czarną spódnicę, białą koszulę, czarny żakiet i granatowe szpilki.

-Dzień dobry-odezwał się policjant
-kiwnęłam głową nie odzywając się, ten dzień wcale nie był dobry...
-jestem Olivia Robinson, jestem psychologiem- powiedziała kobieta,którą pierwszy raz widzę podając mi rękę
-usiądź proszę- dodała, zakładając okulary po czym lekko się uśmiechnęła.

Grzecznie siadając skupiłam swoją uwagę na czarnej teczce leżącej koło skórzanej kanapy.
-Przyszliśmy omówić z tobą kilka spraw, wiemy że jest Ci ciężko, ale jest kilka rzeczy o których musimy porozmawiać- powiedział policjant
-dobrze- cicho powiedziałam zachrypniętym głosem

-Chcielibyśmy omówić z tobą wszystkie niewyjaśnione sprawy, jeśli nie będziesz na siłach oczywiście możesz przerwać naszą rozmowę. Tak więc pierwszą sprawą jest testament twojego ojca

-Mój tata napisał testament?!
-tak, napisał. Ojciec przypisał tobie cały swój majątek, samochód, dom i wszystkie pieniądze które do tej pory miał, które są na koncie.
-Ale mi nic nie wiadomo o żadnym spadku, nie wiedziałam że mój tata napisał testament, co się stanie z tym wszystkim kiedy będę w domu dziecka?
-I właśnie tu pojawia się problem, gdy będziesz w domu dziecka musisz wyznaczyć jakąś osobę do opiekowania się domem,wiemy że nie masz żadnej osoby z rodziny ale może masz jakiegoś zaufanego sąsiada? Oczywiście będziesz mogła odwiedzać ten dom kiedy tylko będziesz chciała.
-my-myślę że mam taką o-osobę
-w takim razie kogo masz na myśli?-powiedział policjant
-ja mogę opiekować się domem-powiedziała pani Mary
-dobrze, Laylo chcesz żeby pani Mary Gonzales opiekowała się domem podczas twojej nieobecności?
-jeśli to nie będzie kłopot-odparłam cicho
-dobrze więc tą sprawę mamy załatwioną, będziecie jeszcze panie musiały podpisać kilka papierów, a teraz następna sprawa. Laylo dzisiaj musisz spakować się i zawieziemy cię do domu dziecka znajdującego się na ulicy Bleecker Street.
-czy ja-ja muszę tam jechać, nie m-mogę tutaj zo-zostać?-jąkałam się, leki uspokajające nadal działały.
-niestety musisz tam pojechać, nie masz nikogo kto mógłby się tobą zaopiekować
-a pani Mary?
-niestety ale nie możemy nic zrobić, przykro nam
 I ostatnia sprawa to pogrzeb, oczywiście pomożemy ci go zorganizować, razem ustalimy datę i godzinę. Masz dostęp do konta swoich rodziców więc nie powinno być problemu z pieniędzmi, ale o pogrzebie porozmawiamy jutro, gdy będziesz podpisywać papiery o opiekę domu przez panią Mary.

Teraz zostanie z tobą pani psycholog, pomoże Ci się spakować i w międzyczasie porozmawiacie, o 15 ktoś po panią przyjedzie i zawiezie do nowego domu, do widzenia- pożegnał się policjant i odszedł w stronę swojego samochodu

Po zamknięciu drzwi pobiegłam do swojego pokoju, a z oczu zaczęły wydostawać mi się łzy, nie chciałam tam jechać ale wiedziałam, że musiałam. Dlaczego ta tragedia przytrafiła się mi ? Dlaczego to ja musiałam zostać sama ?
Położyłam się na łóżku i cicho płakałam, nie radziłam sobie z tym wszystkim, to spadło na mnie tak nagle, nagle stałam się odpowiedzialna sama za siebie i to mnie przerażało. Po chwili poczułam że ktoś wszedł do pokoju, to była ta psycholog, usiadła na łóżku i zaczęła do mnie mówić, ale jej nie słuchałam. Gdy się troszkę uspokoiłam, nic nie mówiąc wstałam z łóżka i podeszłam do mojej ogromnej szafy, wyciągnęłam z niej walizkę i zaczęłam pakować ciuchy, zerknęłam w stronę pani Olivii i zauważyłam że wstaje z łóżka i zaczyna mi pomagać, nie odezwałam ani słowem tylko nadal wkładałam ciuchy do mojej największej walizki. Gdy zapełniłyśmy ją całą ciuchami poszłam do małej garderoby z której wyciągnęłam mniejszą czerwoną walizkę i do niej zaczęłam pakować kosmetyki, zdjęcia, pamiętnik i wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Pakując się myślałam jak tam będzie, jadę do obcych ludzi, czy oni będą się ze mnie śmiać czy może od razu zaczną mnie gnębić? Nie wiedziałam tego...
-jak tam będzie? -cicho i niepewnie spytałam pani Olivii
-nie będzie tak źle jak sobie wyobrażasz, jest tam dużo miłych osób, na pewno znajdziesz kogoś z kim będziesz mogła rozmawiać, będzie dobrze.
-boję się
-wiem że się boisz, ale nie pozwól aby strach przejął nad tobą kontrolę, jesteś silną dziewczyną, dasz sobie radę.
-czy mogę zadzwonić do mojej przyjaciółki i się z nią pożegnać?
-oczywiście -powiedziała psycholog i wyszła z pokoju zostawiając mnie samą.

_________________________________________________________________________________
Nie podoba mi się ten rozdział,jest pisany na siłę bo nie potrafiłam skleić żadnego sensownego zdania, dlatego przepraszam.
Mimo wszystko piszcie w komentarzach co myślicie 
CZYTASZ-KOMENTUJESZ 

MAM ŚWIETNY POMYSŁ NA TO OPOWIADANIE I CHCĘ GO ZREALIZOWAĆ,ALE POTRZEBNA MI MOTYWACJA, A KOMENTARZY Z ROZDZIAŁU NA ROZDZIAŁ JEST CORAZ MNIEJ.

piątek, 6 grudnia 2013

Chapter 4

 song
Nieco zaskoczona spytałam czy coś się stało
-Możemy wejść? spytali zmartwieni
-oczywiście-powiedziałam i pokierowałam ich do salonu
Gdy usiedli na sofie spytałam czy może się czegoś napiją, ale kazali mi usiąść
-Więc o co chodzi?-spytałam zdenerwowana
-Niestety nie mamy dobrych wiadomości
-Co ale jak to, co się dzieje?-krzyknęłam spanikowana
-proszę się uspokoić-powiedział jeden z mężczyzn
-jak mam się uspokoić proszę pana skoro nie wiem o co wam do cholery chodzi!-krzyknęłam
-przykro nam, twoi rodzice i brat nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym, niestety nie mieli szans na przeżycie-powiedział drugi policjant
-cała zbladłam...CO?!-krzyknęłam

To niemożliwe! Przecież oni żyją, pojechali do znajomych, ONI ŻYJĄ ROZUMIE PAN? ŻYJĄ!
-przykro nam
-nie, nie, nie zaczęłam histerycznie płakać, to niemożliwe, oni żyją, dławiłam
się łzami
Oni wrócą tu za kilka dni, oni tu wrócą-krzyczałam do policjantów.
Płakałam tak bardzo. To było nie do opisania, to uczucie...pustki.
Wtedy poczułam, że jestem sama, że nie mam już nikogo bliskiego.
To było straszne.
Policjanci podali mi leki na uspokojenie, które niechętnie wzięłam
Nadal nie mogłam uwierzyć w to że zostałam sama, że już nigdy nie zobaczę
mojego małego wkurzającego ale kochanego brata i rodziców.
Ponownie zaczęłam cicho płakać, byłam cała popuchnięta od płaczu, ale nie to było teraz ważne...

-Mamy jeszcze jedną wiadomość-powiedział jeden z policjantów;
 jesteś niepełnoletnia i niestety nie masz nikogo bliskiego-ciągnął, więc musisz zamieszkać w domu dziecka
-CO?!-zaczęłam płakać jeszcze bardziej, nigdzie nie idę, ja zostaję tutaj, sama, dam sobie radę; To mój dom ja tu zostaję!- krzyczałam
-Niestety, ale takie jest prawo. Do 18 roku życia musisz zamieszkać w domu dziecka.
Wiedziałam, że płacz w niczym mi nie pomoże, ale nie mogłam go powstrzymać, nie dość że straciłam całą moją rodzinę to muszę zamieszkać w sierocińcu.

Kiedy policjanci wyszli z domu, poszłam do swojego pokoju i rzucając się na
łóżko ponownie zaczęłam płakać, powoli dochodziło do mnie, że zostałam sama, że już nie
mam nikogo, że muszę spędzić ponad rok w jakimś pieprzonym domu dziecka, dochodziło to do mnie ale nie chciałam się z tym godzić, nie chciałam niczego, chciałam tylko swoją rodzinę z powrotem.

Obudziłam się i zerknęłam na zegarek stojący na białej komodzie była 19.57 zmęczona, cała czerwona i popuchnięta od płaczu wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, obmyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro, wyglądałam okropnie. Po chwili zdałam sobie sprawę dlaczego tak wyglądam, łzy ponownie zaczęły
płynąć po mojej twarzy, usiadłam na podłodze opierając się o szafkę i zaczęłam histerycznie szlochać, wspomnienia z przedpołudnia wracały...

Gdy się trochę uspokoiłam wstałam i oparłam się o umywalkę, ponownie obmyłam twarz lodowatą wodą i postanowiłam wyjść na spacer, nie chciałam siedzieć w tym domu, wszystko przypominało mi o wcześniejszej sytuacji, o mojej rodzinie. Przebrałam się w szare dresy i wyjęłam z szafy czarną bluzę
ubierając ją na swoje kruche ramiona. Ubrałam adidasy i wyszłam przed dom wpierw gasząc wszystkie światła, po czym zamknęłam drzwi na dwa zamki. Ta noc była wyjątkowo ciemna i chłodna, idąc w
dobrze znanym mi kierunku przyśpieszyłam chodu mając nadzieję że jakoś zrobi mi się cieplej.
Mijałam wielu ludzi, śpieszących się do domu lub idących do pobliskiego sklepu. Wydawali się być smutni, zmęczeni, a co ja miałam powiedzieć?
Założyłam kaptur, nie chciałam żeby ktokolwiek zobaczył moją popuchniętą od płaczu twarz czy zmęczone oczy. Doszłam do zielonej ławki na której szybko usiadłam, siedziałam tam dobrą godzinę i myślałam
-co teraz będzie?
-co się ze mną stanie?
-jak potoczy się moje życie?
Zadawałam sobie pytania na które nie znałam odpowiedzi...
Mijały mnie różne osoby, zakochane pary, pijacy, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi, byłam niewidzialna.

Potrzebowałam teraz bliskości, miłości, czułości ale nie mogłam liczyć, że
ktokolwiek mi ją okaże. Mogłam liczyć tylko na siebie.
Zrobiło się już całkiem ciemno, ruch uliczny się spowolnił, ruszyłam więc w stronę domu, teraz mijałam ludzi idących na imprezy, jeszcze wczoraj też taka byłam, chciałam się bawić na całego, szalałam na parkiecie, nie przejmowałam się ilością spożytego alkoholu, a teraz? Teraz nie mam ochoty na to aby żyć...

Idąc wolnym krokiem patrzyłam przed siebie, momentalnie kilka łez popłynęło po moim policzku, czułam ogromną pustkę w moim sercu i zaczęłam cicho szlochać;
Nagle poczułam krople deszczu na głowie, spojrzałam w górę, chmury burzowe rozchodziły się po niebie i lada chwila powinien lunąć deszcz. Nie przejęłam się tym, nadal wolno podążałam w stronę domu.
Po kilku minutach deszcz zaczął coraz mocniej padać, w oddali było widać pioruny,szykowała się straszna burza.
Doszłam pod drzwi domu i otworzyłam je, weszłam do kuchni i zrobiłam sobie gorącej herbaty na rozgrzanie. Usiadłam w salonie i włączyłam telewizor, leciałam po kanałach i trafiłam na 'Pamiętnik.
Uwielbiałam ten film ale tego dnia nie miałam nastroju aby oglądać cokolwiek, wyłączyłam telewizor i położyłam się naciągając na siebie ciepły koc.
Wtedy zdałam sobie sprawę że muszę zorganizować pogrzeb.
Miałam pochować swoich rodziców.

________________________________________________________________________________
hej,hej,hej rozdział jest jednak dzisiaj
1.Jestem świadoma tego że większość czytelników nawet nie komentuje ale proszę zróbcie ten jeden wyjątek i wyraźcie swoje opinie x
2.Zapraszam do zakładki BOHATEROWIE :) 
 Co myślicie o sytuacji jaka nastąpiła? Osobiście współczuję biednej Layli :c
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
wesołych kończących się już mikołajek <3