Włączyłam swojego laptopa ale nawet nie wiedziałam po co. Westchnęłam i poszłam do łazienki, obmyłam swoją bladą twarz i wytarłam ją w ręcznik. Wróciłam do swojego pokoju, podeszłam do okna i usiadłam na zimnym parapecie. Była już ciemna noc, ale światło księżyca doskonale oświetlało mój pokój, spojrzałam na zegarek który wisiał nad drzwiami i zobaczyłam że jest już po 2 w nocy. Byłam przygnębiona bo nie wiedziałam od czego miałam zacząć. Tak bardzo chciałam uciec i dać sobie spokój z tym wszystkim ale się bałam ponieważ nie miałam gdzie iść. Miałam klucze do swojego domu ale gdybym tam poszła na pewno by mnie znaleźli, z pewnością będą tam szukali w pierwszej kolejności.
Muszę wziąć się w garść, od dzisiaj koniec z samookaleczeniem, zamartwianiem się i płaczem- postanowiłam i zeszłam z parapetu. Jedyną kwestią jaką miałam do obmyślenia było to czy ucieknę w nocy czy rano. W dzień dużo ryzykowałam, a w nocy..W nocy byłoby łatwiej.
Po tylu spędzonych tu dniach ilość moich rzeczy zmniejszyła się, a części już nie potrzebowałam. Wyciągnęłam spod łóżka moją najmniejszą walizkę na kółkach i powoli zaczęłam pakować swoje rzeczy wpierw zadając sobie pytanie "Czy to będzie mi potrzebne w moim nowym życiu?" I tak pozbyłam się następnej połowy rzeczy. Spakowałam tylko ciuchy w których chodziłam, trochę kosmetyków, jedno zdjęcie mojej rodziny, laptopa i inne niezbędne do życia rzeczy. Spakowana, zmęczona i po części szczęśliwa usiadłam na łóżku, spojrzałam na zegarek na którym widniała godzina 3:30.
Ucieczkę przełożyłam na następną noc, ponieważ byłam bardzo zmęczona i słaba, chciałam się wyspać dlatego spakowaną walizkę z powrotem wpakowałam pod łóżko, na wszelki wypadek gdyby ktoś wszedł do pokoju i zauważył ją. Chciałam uniknąć niepotrzebnych pytań ponieważ ktoś mógłby byś spostrzegawczy i zorientować się co chcę zrobić. Po kilkunastu minutach zasnęłam.
*
Rano gdy tylko się obudziłam, ubrałam ciuchy na dzisiejszy dzień i zeszłam na stołówkę, póki jeszcze nikogo tam nie było. Zrobiłam sobie dwie kanapki i z nimi wróciłam do pokoju. W spokoju zjadłam i spakowałam się do szkoły.
Jeśli dobrze pójdzie to to będzie ostatni dzień w którym mnie w niej widzą -powiedziałam cicho do samej siebie.
Sięgając po swoją torbę, wzięłam ze stolika swój telefon i wyszłam z pokoju. Zeszłam do schodach i udałam się do szkoły.
*
Dzień jak co dzień, nie obyło się bez niemiłych do gryzek w moją stronę ale dzisiaj nie zaprzątałam sobie tym głowy. To był pierwszy dzień od mojego pobytu tutaj kiedy uśmiechnęłam się, szczerze. Byłam szczęśliwa bo wiedziałam że ten koszmar się skończy.
Po szkole poszłam do psychologa bo nie chciałam by ktoś się mnie dzisiaj czepiał. Ta babka czyli szanowna pani Mrs.Greene chyba nie zdawała sobie sprawy, że wcale mi nie pomaga, ale ugh. cieszyłam się że to ostatni dzień w którym musiałam jej słuchać.
Gdy tylko wyszłam z gabinetu udałam się do "domu" jeśli tak można by było nazwać ten budynek pełny wrednych i chciwych ludzi.
Przekraczając próg bidula przywitałam się z otwierającą drzwi swojego gabinetu panią dyrektor. Tylko ona i kilku innych pracowników było w porządku. Reszta...szkoda gadać.
Otworzyłam drzwi swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Leżąc i rozmyślając stwierdziłam, że powinnam napisać jakiś list pożegnalny czy coś podobnego ponieważ nie chciałam odejść bez słowa od pani Melanie, ona była dla mnie wyjątkowo miła i starała się zawsze służyć pomocą. Mimo ze była kochanym człowiekiem nie mogłam dłużej tutaj zostać. Podniosłam się z łóżka i wyciągnęłam kartkę z mojego notatnika, przygotowałam długopis i zastanawiałam się co napisać.
Kochana pani dyrektor, chciałabym się pożegnać. Dziękuję za wszystko, za te wszystkie dobre słowa kierowane w moją stronę, za pomoc, za to że próbowała pani stworzyć dla mnie prawdziwy dom, za to że zawsze była pani dla mnie miła i nigdy nie miała mi niczego za złe. Pewnie czyta to pani, a mnie już nie ma. Przepraszam, ale ja musiałam to zrobić, nie mogłam już tego wszystkiego wytrzymać. Pani podopieczni wcale nie są tacy niewinni i zamknięci w sobie. Oni są tyranami
Codziennie gnębiono mnie i wyzywano. Czułam się jak intruz.
W szkole wcale nie było lepiej, wszystkim przeszkadzałam.
Chcę aby pani wiedziała że zrobiłam to z własnej woli, uciekłam bo już nie wytrzymałam, chcę zacząć nowe życie. Niech mnie pani nie szuka, ani pani ani policja. Wiem że to może źle się dla mnie skończyć, ale ja po prostu nie mam już siły.
Niech się pani nie martwi, nie zrobię niczego głupiego, zostało mi jeszcze trochę rozsądku.
Przykro mi że stało się tak a nie inaczej... Żałuję wielu rzeczy...
Sądzę że moja decyzja jest dosyć głupia i nieprzemyślana.
Pewnie zgłosi pani moją ucieczkę na policję... ale ja nie chcę tu wracać bo się boję.
Pani nie wie co oni mi robili i lepiej żeby tak zostało.
Podopieczna Layla
Pisząc ten list rozpłakałam się, wtedy zdałam sobie sprawę w jakiej sytuacji jestem, jak życie dało mi w kość. Byłam zła, zła na siebie, zła na rodziców, zła na Boga o to, że pozwolili żeby to wszystko przytrafiło się właśnie mi. Nie mogłam zmienić przeszłości, ale mogłam zadbać o przyszłość, mogłam sprawić by była lepsza i na tym chciałam się skupić.
Wyciągnęłam swoją skarbonkę głęboko schowaną pod łóżkiem i wyjęłam z niej wszystkie moje oszczędności, podliczyłam wszystko, miałam tylko 500$. Na długo nie wystarczy ale na trochę powinno. Może poszukam jakiejś pracy- pomyślałam.
Po chwili przypomniałam sobie o pieniądzach w spadku które zostały mi po rodzicach, ale nie mogłam ich wybrać będąc niepełnoletnią. Zostało jeszcze 3 miesiące, jakoś wytrzymam bez nich, znajdę pracę, a potem będę je miała.- stwierdziłam i wpakowałam wszystkie pieniądze do portfela leżącego na łóżku.
Gdzie ja pójdę? Zadawałam sobie to pytanie od kilku dni. Może wyjadę?
Zawsze chciałam zamieszkać w Los Angeles i może moje marzenie się spełni.
Wyciągnęłam laptopa z walizki i włączyłam mapę. Dość długo zastanawiałam się czy chcę wyjechać z Kanady i stwierdziłam że tymczasowo tu zostanę ale wyjadę na drugi koniec państwa,w mało prawdopodobne miejsce aby mnie nie znaleźli. Włączyłam jeszcze rozkład jazdy pociągów i zauważyłam jeden który odjeżdżał o 3:45 w nocy i jechał na północ Kanady do miasta Jackville i tam postanowiłam się udać.
Była już 2 w nocy, a strach narastał we mnie z minuty na minute coraz bardziej. Jeszcze nigdy nie zrobiłam czegoś tak szalonego. Niespokojnie siedziałam na swoim łóżku i napawałam się ciszą. Chciałam usnąć chociaż na chwilę ale nie dałam rady, mój plan musiał wypalić więc wolałam nie zasypiać.
Chodząc z jednego kąta pokoju do drugiego, sprawdziłam w walizce czy wszystko mam i spojrzałam na zegarek 2:07 westchnęłam.
Usiadłam na parapecie i spojrzałam na otaczający mnie krajobraz, ta noc była ciemna i zimna. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, że wyjeżdżam do innego miasta, w którym nigdy nie byłam. Bałam się, ale nie rezygnowałam. Za dużo nerwów i czasu poświęciłam na tą ucieczkę.
Ponownie spojrzałam na zegarek 2:53- czas się zbierać.
*
Małymi kroczkami przemierzałam korytarz bidula, po cichu zeszłam ze schodów i podeszłam do drzwi wejściowych, zamknięte. No cholera!- krzyknęłam w myślach zrezygnowana.
I co ja teraz zrobię?- zapytałam siebie samą
__________________________________________________________________________
-I jak się wam podobał 9 rozdział? Co myślicie o tym całym planie Layli?
-Miasto "Jackville" do którego udać się ma Layla jest zmyślone przeze mnie
-Podoba się wam nowy szablon? Ja osobiście jestem zachwycona :)
+ rozdział niesprawdzony, nie mam już siły przepraszam.